czwartek, 19 września 2013

Wpis 1 - Cóż.. Moja Pantera :3

Przeszłam obojętnie obok leżącej koło łóżka koca, który spadł kiedy zeszłam z posłania. Z lenistwa nie miałam siły go podnieść zamiast tego po prostu uczesałam jeden wielki kołtun na głowie, zmieniłam ciuchy.Wyszłam z pokoju olewając koc stanęłam na środku korytarza zapchanego od dzieciaczków które  były wszędzie... Wrzeszczały i ganiały się bez opamiętania, tak że o mało nie upadłam przez nie na posadzkę. Przejście przez nie wydawało się być niemożliwe ale dla kogoś takiego jak z wieloletnim doświadczeniem zdarzała się nadzieja... Kilka razy obok mnie przemknęła mała dziewczynka z pluszową małpką pod pachą z kołtunem na głowie. Wyglądało to komicznie dlatego zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam dalej. Tylko niektóre dziewczyny były takie nie rozgarnięte większość z nich spędzało całe dnie w pokojach  bawiły się lalkami lub wymieniały się znaczkami. Czasem schodziły na plac ale nie miały tam o robić zwłaszcza deszczową jesienią. W końcu dostałam się na spokojny korytarz który był za wąski na gonitwy ale w sam raz na przechadzki. Nie przeszłam kilku metrów już wyskoczyła na mnie Kapuś. 
-Co porabiasz?-zapytała tak szybko że nawet nie zrozumiałam pytania
-Eeee.... - odpowiedziałam zdezorientowana 
-Ah okej w takim razie idę dalej... - powiedziała zapisując coś w podręcznym notesie 
i kiedy skończyła bez słowa udała się w stronę gonitwy młodszych  dziewczyn. 
Starałam się to zignorować i ruszyć dalej ale nie całe 5 sekund później rozległ się krzyk:
-AUUŁĆ! 
Podbiegłam do korytarzu w którego stronę ruszyła <Sofia> i tam ujrzałam ją leżącą na glebie na samym środku. Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu na widok leżącego Kapusia. Wróciłam na swój szlak ignorując dziewczyna leżącą na korytarzu niczym koc. Kiedy tak sobie wędrowałam po dłuuugim  korytarzu przede mnie wyskoczyła pewna postać. Dopiero po chwili zorientowałam się że to Pantera. 
-O hej <Klara>! - krzyknęła moja BFF podchodząc do mnie.- Wiesz co? - zapytała
-CO? - odpowiedziałam tak rzadko zdarzało się w tym domu wariatów coś ciekawego...
-Kapuś wyglebił się na korytarzu.. popchnęła ją jedna taka 7 letnia dziewczyna możliwe że ma skręconą kostkę... - zaśmiała się pod nosem.
Ja zrobiłam to samo ale znacznie głośniej. Nienawidziłam jej codziennie o tej samej porze to samo bez sensowne pytanie. Po za tym kiedyś na mnie i Panterę donosiła ... nie wspominając już o jej przyjaźni z Zołzą. 
-Szkoda że to nie Zołza... xD - dodałam 
-No tak a dzisiaj do biednej <Sofi> mieli przyjechać agresory! - dopowiedziała kpiąco Pantera. 
Po tych słowach ruszyłyśmy korytarzem rycząc ze śmiechu. Całe popołudnie przesiedziałam przed oknem razem z Panterą czekając na poprawę pogody... Wciąż lało a my chciałyśmy jeszcze pospacerować po placu to jednak wychodziło z gry. 
-Dopóki pogoda się nie poprawi zakonnice nie puszczą nas na spacer...- podsumowałam nasze czekanie wstając podeszłam w końcu i poprawiłam koc który pół dnia leżał na ziemi. 
-HEJ!!!- rozdarła się w pewnym momencie <Sasha> otwierając okno. 
Podbiegłam do niej i już rozumiałam o co chodzi.. To Jordan przechodził obok w tej ulewie. 
Deszcz padał do środka pokoju mocząc wszystkie moje i Pantery rzeczy (mieszkamy w jednym pokoju) a ja nic nie mogłam zrobić... 
-SIEMA!- odkrzyknął chłopak co chwile poprawiając kaptur który wciąż spadał. z jego głowy.- SORRY NIE MOGĘ TERAZ GADAĆ NARA! - dodał szybko.
-ZAMKNIJ OKNO! -krzyknęłam do Pantery która była cała mokra od deszczu. Sama nie ucierpiałam od góry do dołu caaaała mokra. Kiedy w końcu zamknęłyśmy okno <Sasha> usiadła na górze 2 piętrowego łóżka.  Zwiesiła nogi na dół a sama chwyciła swoją pluszową sowę którą zostawił jej ojciec i położyła się na boku.
-Wiesz co Jordan jest całkiem fajny...- podsumowała mocząc swoimi ciuchami pościel.
W tym czasie ja podniosłam z podłogi koc który upadł rano leżał po raz kolejny na ziemi ale cały mokry.
-Tsa jasne... - odpowiedziałam wyrzucając kocyk do koszyka na pranie. - A co?
-Nic, nic...- odpowiedziała przekładają się na drugi bok.
Nie odpowiedziałam w milczeniu posprzątałam pokój (Jak zwykle sama).
Pantera zeszła z łóżka i razem wyszłyśmy z pokoju. Panowały tam pustki wszystkie młodsze dzieci miały czas na sen a starsze bawiły się lalkami jak zwykle o tej godzinie. Było bezpiecznie zero gonitw. Krople waliły w dach domu z taką siłą że aż dudniło. Przechadzki po korytarzu nie były tym samym co po placu ale nie miałyśmy wyboru. Kiedy w spokoju bez obaw zdarzyło się coś strasznego!
Zołza! Tak to tak zwana <Zuzanna> dla mnie Zołza czyli jędza w jednym słowie...
Szła w naszą stronę powolnym krokiem modelki. Jej jak zwykle idealnie ułożone włosy układały się na prawą stronę. Przeszła obok nas bez słowa poszła do swojego pokoju.
Wy zrobiłyśmy to samo było już późno...
-Dobranoc. - podsumowałam dzień leżąc w łóżku pod Panterą
-Pa. - odpowiedziała.
Ten dzień był bardzo dziwny a już jutro może się poprawi pogoda.. Tak czy siak Kapuś w szpitalu itp.
Zołza jak zwykle nie spocznie do puki mnie nie upokorzy i pogrąży.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.